Redukując poniedziałkowy stres wstaję wcześnie. Moje wcześnie to 6. rano Ogarniam wszystkich domowników i wypycham za drzwi przed ósmą. Niezależnie od pory mojego „wcześnie” oni i tak nie zdążą. No, może Stasiek, ale tylko dlatego, że jego szkoła jest pod nosem.
Kiedyś poniedziałki były burzami. Dzisiaj tylko bólem wszystkich kości i jesiennym zmęczeniem. Przesileniem zmysłów. Wciąż czekam końca szkoły moich pociech. Wtedy rozpocznę życie na nowo… no chyba, że kości… Staram się, trzymam formę. Chudnę i tyję zgodnie z porami roku. Krew wciąż krąży swoimi korytarzami. Nie daję się kredytom. Jeszcze się zachwycam. Kontroluję spadki nastroju. Nie daję się zmęczeniu. Rozdzielam porcje energii, tak by starczyło do wieczora. W kieszonce mojego umysłu wyhodowałam okno pogodowe zmieniające mroczne wizje przyszłości w małe przyjemności. Zawsze mam coś w zanadrzu i wyciągam do wierzchu kiedy w słoiku z nagrodami wydać dno. Jednak poniedziałki są wciąż powtórkami wytartych wrażeń i większość technik przetrwania nie sprawdza się tak jak w piątek…
Dobrą metodą survivalową jest świadomość faktu, że piątek to piąty dzień tygodnia. 5 to niewiele, jeśli się uda, i czasoprzestrzeń będzie dla mnie łaskawa – nagnie się szybciej. Uderzy w pierwszą twarz niekończący się ciąg dominowego rzędu roboczogodzin.

To świetnie, że jeszcze się zachwycasz… Ja czasami mam wrażenie, że wstaję w poniedziałkowy poranek i rzucam się na łóżko w piątek wieczorem ;).
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Doskonale znam to uczucie 🙂 Staram się tylko oszukać mózg 😀 Pozdrawiam ciepło 🙂
PolubieniePolubienie
Też nigdy nie lubiłem poniedziałków. Mam to już za sobą. To jeden z niewielu przywilejów na tym etapie. 😃
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Właśnie. Czekam końca mej udręki 😉 xD
PolubieniePolubienie
Niby jak się czeka to schodzi długo. Jak się patrzy do tylu to się wierzyć nie chce jak to szybko przeminęło. 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba